Islandia na co dzień

Islandia na co dzień.

Piękne krajobrazy, nieskażona natura, mało ludzi i dużo owiec, tak kojarzy się Islandia. Do tego wysokie zarobki, świetny standard życia, uśmiechnięci mieszkańcy. Czy tak na prawdę wygląda Islandia?

Jesteśmy w Polsce od końca maja, minęło już więc trochę czasu i warto dokładnie podsumować nasz prawie 3 miesięczny pobyt na wyspie. Dlaczego dopiero teraz? Emocje opadły, na wszystko można spojrzeć z dystansem a do tego skończył się sezon turystyczny, który śledziliśmy dzięki licznym blogerom odwiedzającym Islandię w te wakacje. Odpowiedzieliśmy również na setki pytań naszych znajomych (i nieznajomych), którzy dopytywali o tym jak tak na prawdę jest z tą Islandią.

Zacznijmy od tego, że każdy z nas miał w głowie jakieś oczekiwania co do tego wyjazdu. Jednak nie wiedzieliśmy i nie planowaliśmy ile będzie trwał nasz pobyt na Islandii – bilety kupiliśmy w jedną stronę. Jedyną pewną rzeczą był 2 miesięczny wolontariat na Hrisey, z możliwością przedłużenia go jeżeli współpraca będzie dobrze się układać. Spakowaliśmy pełno ciepłych ubrań, stroje kąpielowe, inne mniej lub bardziej potrzebne rzeczy i ruszyliśmy w drogę.

Życie na północy Islandii

Jak żyje się na małej wyspie północy Islandii? Spokojnie. Do tego częste zmiany pogody, duże opady śniegu i uzależnienie planu dnia od rozkładu promu. Do miasta nie jest daleko, po 2 wizytach w Akureyri znamy je tak dobrze jak Kraków, ale nie jeździmy tam często. Hrisey zapewnia nam rozrywki w postaci basenu, siłowni i ścieżek spacerowych (no i Bingo w Wielkanoc). Niestety, czasami spada tyle śniegu, że dojście do Brekki (nasze miejsce pracy) czy na basen staję się prawie nie możliwe – a to tylko 500 metrów. Po pierwszym tygodniu znamy już większość stałych mieszkańców, panie nauczycielki ze szkoły, kolegów i koleżanki dziewczynek oraz Zigiego, który pracuję na promie. Nasza Islandia na co dzień była inna niż sobie ją wyobrażaliśmy i pewnie zdecydowanie różni się od obrazu jaki przedstawiają ludzie, który spędzili tam zaledwie tydzień czy dwa. Było wspaniale, poznaliśmy zupełnie inną kulturę i mieliśmy szansę zaznać prawdziwego slow life.

Pogoda w Islandii

Zimno i ciągle wieje, co nie? Po przyjeździe okazało się, że wcale nie jest tak zimno – owszem śniegu było dużo, nawet bardzo dużo a wiatr był odczuwalny ale zimno nam nie było. Połowy bluz, swetrów i wełnianych czapek nawet nie ubraliśmy. Za to stroje kąpielowe były w użyciu codziennie – uroki zewnętrznego, gorącego basenu, który znajdował się 200 metrów od naszego domu. Warto być przygotowanym na to, że pogoda ciągle się zmienia. Oczywiście Islandia to nie Zanzibar – lepiej spakować nieprzemakalne ubrania i buty niż klapki czy koszulki na ramiączkach. Jednak niech was nie zdziwi widok porozbieranych Islandczyków, dla nich 20 stopni to na prawdę dużo i jakby czekali na lepszą pogodę to cały rok ubieraliby się w czapki i kurtki. Podobno trzeba mieć tutaj obowiązkowo czapkę – na poniższych zdjęciach udowadniamy, że nie ale lepiej ją spakujcie 😉

Jak mieszkają Islandczycy?

Islandczycy nie przywiązują dużej wagi do miejsca zamieszkania. Na porządku dziennym jest wynajmowanie domów i mieszkań, nie tylko przez studentów ale przez całe rodziny. Mało kogo stać na zakup własnego lokum, a kredyty są bardzo wysoko oprocentowane. Wynajem jest najlepszą opcją, chociaż ceny mieszkań (szczególnie w Reykjaviku) potrafią przerazić. Architektura jest typowo skandynawska, chociaż pojawiają się domy w zdecydowanie bardziej nowoczesnym, europejskim stylu. My mieszkaliśmy w zwykłym, islandzkim domu. Cały budynek skrzypiał (czasami zastanawialiśmy się kiedy sufit spadnie nam na głowy 😉 ) i z zewnątrz wyglądał zdecydowanie gorzej niż w środku. Jednak te kolorowe domki mają swój niezaprzeczalny urok i chętnie byśmy w takim zamieszkali. Wiadomo, czasy się zmieniają i Islandia powoli przyjmuję europejskie i amerykańskie (chociaż te są już dość długo obecne) wzorce architektury. Jak jesteście ciekawi jak kiedyś żyła i mieszkała islandzka klasa robotnicza, zajrzyjcie do naszego wpisu o Domu Holt.

Północ kontra południe Islandii

Dwóch na trzech Islandczyków mieszka w stolicy, to tutaj przylatują turyści i to tutaj jest zdecydowanie inny świat niż na pozostałej części wyspy. Reykjavik przyciąga również wieloma miejscami pracy. Od początku pobytu zastanawialiśmy się nad relacjami Reykjavik kontra reszta wyspy oraz czy na Islandii również mamy walkę północ – południe. Jest wiele osób, które nie znosi stolicy i zdecydowanie woli mieszkać na prowincji, uważając przy tym, że Reykjavik jest nie ciekawy i nie warty uwagi. Co więcej, trasa Akureyri – Reykjavik (jakieś 350km) to wyprawa na cały dzień – traktują to mniej więcej jak przejazd z Krakowa nad morze. Czy jest walka północ-południe? Nie do końca, jednak mieszkańcy północnej części wyspy są zupełnie inni. Po dwóch miesiącach życia na Hrisey, odwiedzania jedynie Akureyri i Dalvik, pojechaliśmy do stolicy. Zupełnie inna pogoda, zupełnie inny klimat, zupełnie inni ludzie i całkiem dużo turystów (mimo, że sezon się jeszcze dobrze nie zaczął bo był to początek maja). Dla nas Reykjavik to nie jest prawdziwa Islandia o jakiej marzy się przez przyjazdem tam, tylko namiastka Europy gdzieś na dalekiej północy. Owszem, są fajne miejsca i ciekawe muzea ale częściej spotyka się obcokrajowców niż rodowitych mieszkańców.

Co jedzą Islandczycy?

Opowiadaliśmy wam kiedyś o islandzkiej kuchni. Czy Islandczycy rzeczywiście zagryzają zgniłego rekina suszoną rybą? Czy na obiad zjadają głowę owcy? I tak, i nie. Zgniły rekin jest raczej atrakcją dla turystów ale suszona ryba to przekąska taka jak chipsy i bardzo ją lubią. Głowy owcy normalnie można kupić w sklepie, tak samo jak mięso mielone z konia – wiele rodzin jada tradycyjne potrawy ale tak jak wszędzie na świecie tak i na Islandii ludzie lubią gotowe dania, pizze i frytki. Dla nich te tradycyjne potrawy nie są jakieś szczególnie „dziwne”, raczej pytali ze zdziwieniem dlaczego mając w Europie tyle koni prawie wcale nie jemy koniny.

Skonfrontujmy oczekiwania z rzeczywistością. Myśleliśmy, że Islandczycy jedzą dużo ryb. Przez dwa miesiące jedliśmy rybę raz. W ogóle nasza rodzina nie za bardzo zajmowała się gotowaniem – zdecydowanie bardziej woleli jeść zupki chińskie, ryż i pizzę. Do tego chleb tostowy i płatki z mlekiem. Czuliśmy się jak w amerykańskim serialu a nie na islandzkiej wyspie. No ale nie wszyscy tam tak jedzą, chociaż pizze uwielbiają i mogliby ją jeść codziennie. Gotowanie i całe żywienie się na Islandii to długi temat. Trzeba wiedzieć gdzie i co kupować. Trudno żywić się tak samo jak w Polsce bo można wydać na to fortunę. Niestety, rezygnacja ze świeżych warzyw na rzecz mrożonych, mała dostępność mięsa drobiowego, mleko o wyższej zawartości tłuszczu i chleb tostowy (albo pieczenie własnego). Produkty, które u nas są tanie i łatwo dostępne potrafią na Islandii kosztować o wiele więcej albo smakują zupełnie inaczej (nie udało nam się nigdzie trafić na smaczne jabłka). Za to fani amerykańskich marek będą zadowoleni – słodycze, sosy, napoje itd. prosto z USA zalewają islandzkie Bonusy. Czego nam brakuje w Polsce? Zdecydowanie skyru, szczególnie bananowo-czekoladowego (musicie spróbować!). A banany w sklepach wiszą na wieszakach, taka ciekawostka.

Praca w Islandii

Zacznijmy od tego, że my nie pracowaliśmy zarobkowo ani nie szukaliśmy pracy. Mieliśmy taki plan żeby jednak zostać na Islandii i podjąć tam pracę, więc możemy podzielić się naszą wiedzą. Podstawową rzeczą jakiej potrzebujecie jeżeli chcecie szukać pracy jest numer kennitala, który można zdobyć samemu lub odpłatnie, za pośrednictwem banku. Najlepiej swoje CV zanosić osobiście do pracodawcy, a nie wysyłać mailem. Warto też pytać w różnych miejscach czy nie szukają pracowników a nie tylko odpowiadać na ogłoszenia. Język angielski to podstawa, inne będą mile widziane – szczególnie islandzki (wtedy zdecydowanie łatwiej znaleźć pracę). Najwięcej ogłoszeń pracy pojawi się w okolicach maja (w czerwcu rusza sezon typowo turystyczny), jednak zwykle będą to oferty pracy sezonowej. Czy jest trudno? Islandczycy mówią, że nie. Jeżeli tylko chcecie pracować, nie przeszkadza wam niskie stanowisko to pracę znajdziecie bez problemu. Warto wcześniej poczytać trochę o tym jak wygląda praca w Islandii, jakie przysługują wam prawa itd. Nie warto obawiać się przyjazdu w ciemno, tylko trzeba brać pod uwagę koszty wynajęcia mieszkania/pokoju, które trzeba ponieść i które nie są małe. Jednak jeżeli już znajdziecie pracę to zarobki zdecydowanie wynagrodzą wam wszystkie te trudności oraz, oczywiście samą pracę.

Sjáumst?

Podsumowując – poznaliśmy zupełnie inny świat, przestaliśmy się spieszyć i zyskaliśmy miłe wspomnienia. Spotkało nas coś czego się w ogóle nie spodziewaliśmy i to było w tym wyjeździe najlepsze. Mimo, że tutaj w Polsce też mamy nasze slow life czasami tęsknimy za spokojem i codziennością Hrisey. Polecamy wam workaway, polecamy też Islandię. Mamy nadzieję, że ten wpis trochę przybliżył wam zwykłe życie na Islandii. Taką codzienność bez wodospadów i wielorybów 😉 My powiedzieliśmy naszej wyspie sjáumst (czyli do zobaczenia) więc pewnie jeszcze kiedyś skonfrontujemy te wspomnienia i doświadczenia z czymś nowym.