Pierwsza motocyklowa podróż – przygotowanie motocykla.
W poprzedniej części opisałem jak zaplanować swoją pierwszą motocyklową podróż. Dziś czas na przygotowanie motocykla. Pewnie każdy z was dba o swoją maszynę i przygotowuje do każdego sezonu tak dobrze jak tylko potrafi. Jednak przed dłuższym wyjazdem warto zrobić to jeszcze raz. W końcu nie chcemy żeby nasze marzenia znikły niczym olej z cieknącej lagi, albo jak stare klocki hamulcowe prawda? No własnie. Także ubieramy garażowe ciuchy, włączamy dziewczynie (albo żonie) jakiś dobry serial i zaszywamy się w garażu. Wcześniej oczywiście dzwonimy po jakiegoś kolegę (bo co dwie głowy to nie jedna).
Najpierw jednak chciał bym poruszyć temat samego motocykla. Wiele osób twierdzi, że ich moto nie da rady, jest za stare, za słabe i w ogóle do podróżowania trzeba mieć superturystyczne enduro. I tu jest podstawowy błąd. Każdy, na prawdę każdy motocykl się nadaje. Mniej lub bardziej wygodnie, ale da się. Byle stan techniczny był w miarę dobry. Czytałem dużo artykułów typu „Motocyklem dla listonosza dookoła świata”, „Hayabusą nad morze Czarne” czy „Starą Jawą do Istambułu”. Z mniejszymi lub większymi przygodami się udało, czyli warto próbować! Pamiętam jak wRumunii spotkaliśmy dwóch Czechów, którzy swoimi Jawkami ( TS 350 z 1992 roku i 250 z 1963 roku) jechali z Odessy do Istambułu. Co prawda co 3 dni mieli postój i czekali na części, ale powoli przemieszczali się do przodu. Mam nadzieję, że im się udało 😉 Tak więc nie ważne czym, ważne żeby było jak najlepiej przygotowane.
Tak naprawdę wszystko co tu opiszę możemy zrobić sami lub z pomocą ogarniających temat kolegów. Oczywiście możemy oddać motocykl do mechanika, ale to już nie ta sama frajda. Tak naprawdę wystarczy nam książka serwisowa do naszego motocykla (którą każdy powinien mieć), a jeżeli to za mało, wtedy zostaję nam wszechwiedzący internet i gwarantuje wam na 100 %, że ktoś już opisał własnie to co chcecie zrobić.
Zaczynamy od rzeczy najważniejszej czyli hamulce. Sprawdzamy ile okładziny na klockach nam jeszcze pozostało. Lepiej zakładać spory zapas niż się później zdziwić. Ja wymieniam klocki przed dłuższym wyjazdem nawet ze sporym zapasem. Odkładam stare do pudełka (oznaczając po której były stronie) i „dojeżdżam” je po powrocie na mieście. Właściwie nic nie tracę, a mam spokojną głowę. Warto też pomyśleć o płynie hamulcowym. Koszt to jakieś 10 zł, więc niema co oszczędzać i co roku powinien być nowy.
Opony. Jeżeli wybieramy się w długa podróż to musimy być pewni że nie wrócimy bez bieżnika. Po pierwsze chodzi o bezpieczeństwo, po drugie nie chciał bym stracić w obcym kraju dowodu rejestracyjnego i płacić mandatu w euro 😉
Akumulator. Musi być w 100 % sprawny. Po pierwsze – odpalanie na popych jest męczące, a po drugie – jeśli śpimy na dziko to akumulator jest naszym jedynym źródłem prądu. Warto zrobić sobie gniazdo zapalniczki (20 zł). Możemy wtedy podładować telefon, gps-a, aparat, kamerę i wszystkie inne elektroniczne gadżety, które mamy ze sobą.
Świece. Wykręcamy i sprawdzamy. Jeżeli zobaczymy coś niepokojącego lub nie pamiętamy kiedy je ostatnio wymienialiśmy to wymieniamy bez zastanowienia. A jeżeli wymiana była niedawno i wszystko jest ok, to dokupujemy zapasowe (ja wożę dwie).
Regulacja zaworów i gaźników (jeżeli je mamy). Warto to zrobić ze względu na spalanie. Jak wiadomo benzyna jest droga (chociaż ostatnio jest coraz lepiej), a rozregulowane zawory znacznie zwiększają spalanie. Poświęcimy temu trochę czasu, bo nie dość że więcej kasy zostanie nam w portfelu to przyjemność z jazdy będziemy mieć znacznie większą.
Amortyzatory. Tylni ustawiamy pod nasz ciężar z bagażem (ewentualnie z pasażerem). Z przodem jest trochę trudniej. Jeżeli dawno nie wymienialiśmy ani oleju w lagach, ani uszczelniaczy to warto się za to zabrać. W internecie mamy wiele filmików, opisów oraz dyskusji jak zrobić to poprawnie. I jeszcze jedno, na uszczelniaczach nie warto oszczędzać 😉
Olej i filtry. Ale o tym chyba nie muszę przypominać, prawda?
I teraz mała podpowiedź. Warto zainwestować w gmole. Wiem, wiem nie wygląda to najlepiej przy motocyklu. Jednak gdy zdarzy nam się mała wywrotka ratują całą wyprawę. Bo dekielki i inne części narażone na zniszczenie przy glebie mogą nie być łatwo dostępne w danym kraju. A nawet gdy ich nie wykorzystamy (a oby tak było) idealnie spisują się jako suszarka na gacie i skarpetki 😀 Silnik grzeje, nasze rzeczy sobie spokojnie wiszą i za chwile cieszymy się suchymi, czystymi i pachnącymi najpotrzebniejszymi częściami garderoby. No nie mówcie, że nie warto 😉
Gdy wszystkie pozycje z listy są odhaczone – składamy motocykl i jedziemy się przejechać. Jeżeli wszystko jest ok, to zostaje nam tylko sprawdzenie świateł i zaczynamy się pakować. Napisze o tym już za tydzień. Mam nadzieję że będziecie czekali z niecierpliwością.
Przepraszam za brak zdjęć związanych z tematem, ale obecnie u mnie w garażu panuje lekki sajgon 😉