Rumunia – kraj kontrastów

Rumunia – kraj kontrastów.

Temat relacji z wakacyjnych wypraw wciąż pozostaje nie wyczerpany, dzisiaj na tapecie Rumunia. Miałam okazję odwiedzić ten kraj w ramach summer course, który był organizowany przez organizację studencką BoardEuropeanStudentsofTechnology czyli BEST. Sama nie wiem czemu zdecydowałam się jechać akurat do Cluj-Napoca, może dlatego, że warto przekonać się jaka na prawdę ta Rumunia jest?

Jedynym moim „zmartwieniem” była organizacja transportu (zakwaterowanie i jedzenie oraz organizacje czasu i atrakcji 😉 zapewnia BEST!). A że jestem raczej fanką samolotów to zaczęłam od grzebania w siatkach połączeń Ryanair i Wizzair. Niestety, Polska nie posiada bezpośredniego połączenia a przesiadki były dość nie wygodne – co więcej dochodziła podwójna opłata za bagaż. To może pociągiem? Z Krakowa do Budapesztu i później z Budapesztu do Cluj, ceny jednak dalej nie zachęcają a długość podróży wzrasta. Zastanawiałam się tak parę tygodni aż w końcu przypomniałam sobie, że dwa lata temu jechałam do stolicy Węgier autokarem. Bingo! Przeszukałam stronę orangeways i okazało się że autobus do Rumunii idealnie zgrywa się z moim przyjazdem na Węgry a do tego koszt podróży w jedną stronę to 150 złotych – żyć nie umierać.

Pomijając ilość czasu spędzonego w autokarze (jedyne 12 godzin) i brak klimatyzacji (jechałam w świetnym towarzystwie więc dla mnie to nie był problem) – wszystko ok. Podróżowanie autokarem to chyba najlepsza alternatywa jeżeli nie mamy możliwości kupić jakiś tanich biletów na samolot.

Mi Rumunia zawsze kojarzyła się ze smokami, zamkami i Draculą ale dobrze wiem, że większość osób ma zupełnie inne, krzywdzące skojarzenia. Nie ma się czego bać wręcz przeciwnie. Ludzie mają zupełnie inną mentalność i mimo tego, że bieda jest widoczna a widmo komunizmu wciąż gdzieś jeszcze krąży to ludzie są uśmiechnięci i serdeczni.

Co więcej Rumunii bardzo lubią Polaków a co drugi z organizatorów mojego kursu był na Erasmusie w Polsce. Drogi też mają dziurawe więc nic nowego 🙂

Rumunia, a dokładniej cześć Karpat leżąca w jej środkowej części o moim zdaniem najlepsze miejsce na górskie wycieczki w Europie. Widoki są piękne, jest bardzo dużo szlaków i bezpłatne miejsca do biwakowania. W dolinach są malutkie wioseczki (w części nie spotkamy jedynie Rumunów bo akurat w okolicach Cluj mieszka wielu Węgrów), które praktycznie są odcięte od cywilizacji. Dla mnie to wszystko było wręcz magiczne. Ludzie, którzy nie liczą czasu, dzieci bawiące się na środku ulicy czy drzemiące gdzieś na parapetach koty. Moim marzeniem wciąż pozostaje wejście na najwyższy szczyt czyli Moldoveanu, jednak nawet taka dwudniowa wycieczka w niższe partie gór jest przyjemna. Mimo, iż w Rumunii nie jest bardzo upalnie (ale jest cieplej niż w Polsce) to warto wyruszyć wcześnie rano. My ruszyliśmy po 12 i po 10 minutach wszyscy byli cali mokrzy i ledwo szli w pełnym słońcu. Polecam również typowo górskie obuwie – szlaki są kamieniste a wiele podejść jest bardzo stromych, nawet na tych prostych. Jeżeli planujemy jakieś wycieczki to lepiej sprawdzić trasy na mapach albo w przewodnikach – jest mniej oznaczeń niż np. w Tatrach.

To co mnie urzekło podczas pobytu w Cluj-Napoca to kontrast. Kontrast, który obecny jest prawie wszędzie. Mamy nowe i stare budynki, jednak te stare to nie tylko komunistyczne wielomieszkaniowe bloki, które wyglądają gorzej niż u nas (w Bułgarii miałam podobne odczucia, nie wiem czemu) i straszą ilością wszelkiego rodzaju okien.

Jest też piękna architektura – pałacyki, wille – wszystko w idealnym stanie. Do tego powoli pojawiają się szklane biurowce. Nic do niczego nie pasuję a jednak całość jest przyjemna wizualnie.
Jest rzecz, która mnie totalnie rozbawiła. Kable. Kable w Rumuni są wszędzie w ilościach o g r o m n y c h. To chyba kraj szalonych elektryków – zresztą zobaczcie sami 😉

Mam nadzieję, że ta krótka relacja zachęciła Was do odwiedzenia Rumunii. To bardzo piękny kraj, który jest jednym z niewielu w Europie gdzie ceny są niższe niż w Polsce, no i na prawdę łatwo (i przy małych kosztach) da się tam dojechać. Ja na pewno wrócę – jeśli nie na Moldoveanu to na trasę tranfogarską!