Wyspa Hrisey czyli perła fjordu Eyjafjörður.
Wspaniałe miejsce, położone w najdłuższym fiordzie Islandii czyli Eyjafjörður. Wyspa ma około 9 km² i mieszka tam na stałe około 60 osób. My spędziliśmy tam piękne dwa miesiące. Właśnie na Hrisey obserwowaliśmy pierwszy raz zorzę polarną a nawet udało nam się zobaczyć zaćmienie słońca. Zapraszamy was do zapoznania się z ciekawą historią wyspy oraz wpisami dotyczącymi muzeów – bo na te malutkiej wyspie są aż dwa!
Druga co do wielkości przybrzeżna wyspa Islandii. Położona w Eyjafjörður, czyli najdłuższym fiordzie tego pięknego kraju. Pełna ptaków i niesamowitej przyrody. Tak w skrócie można opisać wyspę Hrisey. Jednak według nas zasługuje na coś więcej. Spędziliśmy tu dwa miesiące na wolontariacie z Workaway i chociaż czasem to miejsce dawało nam w kość, to na pewno zasługuje na dłuższy opis niż te, które znajdziecie w przewodnikach. Mamy nadzieję, że będąc na Islandii wpadniecie tu chociaż na parę godzin i sami doświadczycie jej piękna.
Jednak zacznijmy od początku…
Historia wyspy zaczyna się jeszcze za czasów wikingów, którzy byli pierwszymi osadnikami na wyspie. Pojawia się ona w sadze o Viga-Glumie, której najstarszy manuskrypt (jedyny pełny) datowany jest na 1350 rok. Jednak sama opowieść jest dużo starsza i była przekazywana z pokolenia na pokolenie w formie ustnej. Następnym dokumentem świadczącym o zamieszkaniu wyspy przez pierwszych osadników jest Landnámabók, czyli „Księga o zasiedleniu” z XIII wieku”. Możemy dowiedzieć się z niej, że pierwszym mieszkańcem wyspy był Steinólfur Mały (najwyraźniej nie potrzebował więcej miejsca ;)). Następnie jego córka wyszła za mąż za syna pierwszego osadnika w Eyjafjörður noszącego imię Helgi Chudy i mieszkała tu aż do śmierci.
Znaleziono również zapis biskupa Gudmundura Arasona, który w drodze do Norwegii odwiedził wyspę 14 lipca 1202 roku i pobłogosławił ją. W 1318 roku powstał pierwszy na Hrisey kościół pod wezwaniem Dziewicy Maryi. Jednak został on spalony przez angielskich piratów, którzy w 1424 roku zaatakowali wyspę. Następne zapiski na temat Hrisey pochodzą z ksiąg z monastyru Munkabvera. Wynika z nich, że w roku 1525 połowa wyspy przynależała właśnie do niego. Półtora wieku później, w 1675 roku Król Danii uczynił z wyspy prezent dla swojego admirała Henrika Bjalke. XVII wiek, a dokładnie 1661 rok to krok naprzód w rozwoju wyspy. Powstaje tu pierwszy sklep założony przez Mera Danii Jónasa Trelunda. Jednak nie nacieszył się on nim zbyt długo, ponieważ w 1678 roku na wyspie znowu pojawili się piraci dowodzeni przez niejakiego Upprikta, którzy zabili większość mieszkańców oraz splądrowali wyspę. W 1862 roku przybywa na wyspę Jurundur Jónsson, zwany ojcem chrzestnym wyspy. W tym samym czasie Norwedzy zaczęli tu przetwarzać i solić śledzie, a firma Grana otworzyła tu przetwórnie ryb. I tak, z małej wysepki grabionej od czasu do czasu przez piratów, Hrisey stało się jednym z większych centrów przemysłu rybnego na Islandii. Jednak 11 września 1884 roku szczęśliwy los odwrócił się od wyspy. Wielki sztorm zatopił 19 statków (15 norweskich, 3 islandzkie i 1 angielski), a pozostałe 22 zniszczył. Doprowadziło to do bankructwa przedsiębiorstw i zakończenia „norweskiego” rozdziału na wyspie. Następnie Szwedzi zbudowali tu dwa duże budynki, w których solili oraz pakowali śledzie. Jednak podczas II wojny światowej przeniesiono je w inną część Islandii gdzie zostały wykorzystane do zbudowania lotniska.
Tak dotarliśmy do czasów teraźniejszych. Wiem, wiem. Dla niektórych z was było to ciężkie, ale lubię zagłębić się trochę w historię i nie mogłem sobie pozwolić na pominięcie jej w tym poście 😉
A jak na Hrisey jest teraz?
Obecnie na wyspie mieszka na stałe około 140 osób, a większość domów służy jako domki letniskowe dla ludzi z większych miast. Na wyspie znajduje się farma bydła Galloway oraz przetwórnia ryb, w której produkuje się suszone ryby (nie polecamy, chociaż o gustach się nie dyskutuje). Mieszkańcy w sezonie letnim dorabiają sobie wożąc turystów po wyspie starymi traktorami.
Jednak my polecamy spacer po jednej z 3 tras pieszych oznaczonych na wyspie. Czerwona najkrótsza ma około 2,5 km, żółta 4,5 km a najdłuższa zielona 5 km. Trasy są łatwe i nie powinny sprawić nikomu trudności. My zdecydowanie polecamy zieloną, jest najdłuższa, ale też najciekawsza. Po drodze znajdziemy ruiny starej farmy oraz Castle Rock (powstałą podczas wybuchu wulkanu niedaleko Myvatn).
Dla mających trochę więcej czasu na wyspie polecamy około 8 km (w jedną stronę) spacer do latarni. Niema co opowiadać, myślę że nasz krótki filmik rozwieje wasze wątpliwości 😉 Przy drodze prowadzącej do latarni znajduje się budka, w której można w spokoju obserwować ptaki. Warto wstąpić chociaż na moment i wpisać się do książki odwiedzin.
Po spacerze dobrze jest sobie odpocząć w basenie z gorącą wodą, z którego rozciąga się widok na fiord oraz góry. Bilet wstępu kosztuje 600 ISK (jak w większości basenów na Islandii).
Na wyspie Hrisey znajdują się również dwa muzea, które opisywaliśmy wcześniej. Jedno to „Dom Rekina”, a drugie poświęcone jest pamięci Aldy Halldórsdóttir i pokazuje jak żyła klasa robotnicza na wyspie.
Warto wstąpić też do kościoła, który rzuca się w oczy od razu po przybyciu na wyspę. Przeważnie jest zamknięty, ale klucz wisi obok drzwi i można go sobie otworzyć. No przyznajcie się, ile razy w życiu otwieraliście sobie kościół?
Nie zapomnijcie kupić pamiątki w małym sklepiku w porcie. Są to rękodzieła kobiet mieszkających w Hrisey, a niektóre rzeczy jak na przykład swetry kupicie tu dwa razy taniej niż gdzie indziej.
Jak już jesteśmy w porcie to warto wspomnieć o promie. Sævar (bo tak nazywa się prom) pływa co 2 godziny z miasta Arskogssandur (trzy razy sprawdzałem zanim napisałem) i kosztuje 1500 ISK. Płaci się tylko w jedną stronę. Płynie się około 15, 20 min.
Jeżeli będziecie mieli trochę szczęścia to może będąc na Hrisey zobaczycie wieloryby (najczęściej morświny). Statki z whalewatchingu, które po winny być sygnałem do baczniejszej obserwacji morza pływają tu dość często. Więc miejcie oczy szeroko otwarte, a może zaoszczędzicie na tej niezbyt taniej atrakcji.
O samej wyspie…
Hrisey nie poraża wielkością. Jej powierzchnia to 7,26 km2 (jest długa na około 7km i szeroka na 2,5km). Zbudowana jest ze skał bazaltowych. Górna warstwa to w większości przypadków torf, który ludzie w dawnych czasach wykorzystywali tu do ogrzewania domów. Najwyższy punkt wyspy znajduje się na 110 m n.p.m, czyli jest dość płaska. Posiada złoża geotermalne a wydobywana z nich woda wykorzystywana do ogrzewania i codziennego użytku. W północnej części Hrisey znajduje się wiele podwodnych jaskiń, które przyciągają nurków z całego świata.
Wyspa jest rajem dla ornitologów. Zaleźć można tu około 40 gatunków ptaków jak na przykład: Pardwę Górską (symbol wyspy), Ostrygojada Zwyczajnego czy Sokoła Norweskiego. Znajduje się tu również jedna z największych na Islandii kolonii Rybitwy Popielatej.
Kiedy najlepiej przyjechać na Hrisey?
Zdecydowanie latem. My przez 2 miesiące (marzec, kwiecień) mieliśmy prawie cały czas śnieg. Utrudnia to trochę spacery, a ścieżki są praktycznie nie do znalezienia. W połowie kwietnia na wyspę przylatują ptaki, a przyroda dopiero zaczyna budzić się do życia. Jednak w sezonie letnim jest tu mnóstwo turystów, a prom zapełniony jest po brzegi. Zimą można obserwować tu zorzę, my widzieliśmy ostatnią pod koniec marca. Podobno w grudniu można podziwiać to niesamowite zjawisko siedząc w basenie. No ale coś za coś… wybór należy do was. Jednak na pewno warto zjechać te 40 km z drogi krajowej numer 1 żeby zobaczyć tą piękną wysepkę.
Na koniec coś czego nie mogło zabraknąć. Czyli… Legendy. Właściwie jedna, ale za to jedna ze straszniejszych na Islandii.
Według legendy to właśnie tu, na Hrisey w XVIII wieku powstała jedna z najbardziej przerażających postaci na Islandii. Thorgeirsboli został stworzony przez Thorgeira Stefanssona, czarownika zwanego „Galdra-Geiri”. Są dwie teorie dotyczące powstania potwora. Jedna z nich mówi, że powstał ze skóry zdjętej z cielaka do której czarownik dołożył elementy człowieka, kota, psa, powietrza, ptaków myszy i dwóch stworzeń morskich. Dzięki temu mógł przybierać formę wszystkiego co się na niego składało. Druga teoria podaje, że do głowy cielaka, która znajdowała się na zdjętej z niego skórze Galdra-Geiri włożył nogę psa a następnie recytował nad nią poezję zła. Thorgeirsboli został wyczarowany aby prześladować kobietę, która odrzuciła czarnoksiężnika. Jednak potwór zaczął przybierać na sile i stał się nie do powstrzymania. Krąży teraz po wyspie Hrisey ciągnąć za sobą zakrwawioną skórę, a z rozpadlin w ziemi nie raz słyszy się piekielne „muu”…